Gmina
Stoczek
Dane:
Powierzchnia: 144,31 km2
Liczba mieszkańców: 5362
Adres kontaktowy: ul. Kosowska 3, 07104 Stoczek
tel.: 25 691 90 20
e-mail: Adres poczty elektronicznej jest chroniony przed robotami spamującymi. W przeglądarce musi być włączona obsługa JavaScript, żeby go zobaczyć.
Stoczek. Dzieje miejscowości są u swych korzeni nieco niejasne. Jedni historycy utrzymują, iż pierwotnie wieś nazwał się Miednik a w 1378 r. książę mazowiecki Siemowit III nadał dla niej prawo chełmińskie. Była ona wtedy własnością „urodzonego” Wawrzyńca Pieńka. Potem wieś – co nie należało do rzadkości – miała zmienić nazwę na Stoczek. Inni historycy jednak twierdzą, że w pobliżu Miednika powstała druga miejscowość właśnie o nazwie Stoczek, która z czasem wchłonęła tę pierwszą. Faktem jest, że księgi kościelne z początku XVI w. podają formułę „Miednik czyli Stoczek”. Założycielem Stoczka miał być był Stanisław Wąsowski herbu Lada. Wtedy też w posiadanie części majątku wszedł Stanisław Olędzki herbu Rawicz, syn i spadkobierca właścicieli Siedlec i całego klucza tamtejszych dóbr. W drugiej dekadzie XVI w. Wąsowski i Olędzki wyjednali zgodę u bp. płockiego Erazma Ciołka na założenie parafii i wzniesienie kościoła. Udało się w trzy lata wybudować skromną, „z drewna toporem obrabianego” świątynię pw. Najświętszej Maryi Panny i św. Zygmunta. Akt erekcyjny podpisał 14 I 1518 r. bp Ciołek. W lipcu tego roku dokonano poświęcenia kościół a jego pierwszym plebanem został ks. Laurenty, mając do pomocy wikariusza Franciszka. Jednym z ważniejszych przejawów ich działalności jest założenie szkoły parafialnej, w 1550 r. uczęszczało do niej 60 dzieci.
Traumatycznymi doświadczeniami były epidemia tyfusu, ospy, szkarlatyny i odry z 1592 r. oraz najazdy Szwedów. Oba kataklizmy zdziesiątkowały ludność miejscowości i parafii. Równie surowych konsekwencji dostarczyła „wojna północna”. W ich wyniku rozpoczęto starania o wzniesienie nowego kościoła. Budowę sfinansowaną przez miejscowego dziedzica Wojciecha Pudłowskiego ukończono w kwietniu 1724 r. i miesiąc później ją poświęcono. W tym samym mniej więcej czasie, bo wiemy jedynie, że wiosną, zawalił się podczas burzy stary kościół. Po Wojciechu kolatorem został jego syn, zasłużony mąż stanu, kawaler Orderu Orła Białego.
Jeszcze nie raz Stoczek był areną traumatycznych doświadczeń, jakie potrafi zgotować natura (kolejne epidemie i pożary) oraz sytuacja polityczna – zabory (miejscowość została zajęta przez Austriaków), powstania... Jeden z mieszkańców nieodległej wsi Drgicz, Jan Dzieciątko, walczył w powstaniu styczniowym w oddziale ks. Brzóski. Konsekwencją powstania było wprowadzenie nauki czytania i pisania w języku rosyjskim, a później całkowita likwidacja języka polskiego w szkole i urzędach.
Jeszcze w pierwszej połowie XVIII w. zaczął się wzmożony napływ ludności żydowskiej, która na trwałe wpisała się w krajobraz miejscowości, przyczyniając się do wzrostu handlu a co za tym idzie – rozwoju gospodarczego. Koniec XIX w. był jednak dla Stoczka okresem postępującej stagnacji gospodarczej. Brak przemysłu, niski poziom rolnictwa, pożary i epidemie stan ten wzmagały. Wtedy też po raz kolejny nasila się napływ ludności żydowskiej, a zmniejsza się liczba Polaków, których podstawą funkcjonowania było właściwie tylko rolnictwo drobne rzemiosło. „Stoczek był miasteczkiem prawie wyłącznie żydowskim, ale kwitł wtedy handlem, z jakiego dzisiaj nie ma śladu”.
Sytuacja nieco poprawiła się po roku 1905. Maria Więcka założyła prywatną szkołę we wsi Drgicz, w Stoczku powstało pierwsze kółko rolnicze im. Stanisława Staszica oraz stowarzyszenie spożywcze (prowadzące własny sklep spółdzielczy); potem także popularna kasa pożyczkowo-oszczędnościowa. Zainicjowano Związek Katolicki a także Ochotniczą Straż Pożarną. Rysujące się podźwignięcie przerywały wojny, przy czym ta ostatnia nie dość, że przyniosła zagładę dwukulturowości to i na długo pogrzebała myśli o poważniejszym rozwoju.
Już w latach powojennych bywała tu Maria Dąbrowska. Pisarka przyjeżdżała do Starych Lipek, jednak utrwaliła w swych dziennikach dwie kwestie związane ze Stoczkiem. Pierwsza z nich to pobyt na tutejszym targu 6 VIII 1956 r. Lapidarny zapis z dziennika pokazuje jak rynek ów wyglądał, co można było na nim kupić... Pisała: „Rano już o ósmej wyjeżdżamy z Chudzikami na targ do Stoczka. We wsi przysiada się do nas Jadzia, wnuczka Kadajowej. Miła, mizerna dziewczynka, jedzie do dentystki. Mnóstwo furmanek ciągnie zewsząd na targ ze świńmy, z owocami, niektórzy też z cielętami lub pieszo pędzą krowę. Barwne staniki i chustki, plamy zielone, czerwone migoczą w słońcu. Droga przez las mieszany, głównie olszowy z bogatym poszyciem. Ale Jadzia mówi, że w tym właśnie lesie roi się od jadowitych żmij. Więc nigdy tam nie pójdziemy, zwłaszcza że Tulcie chodzi stale boso.
Stajemy na wygonie pod rynkiem. Potem przez tłok wozów i ludzi Jadzia prowadzi nas na drugą stronę miasteczka, w boczną ulicę-drogę, gdzie apteka i poczta. [...] W ubóstwie życia wiejskiego targowy rynek zdaje mi się pełen skarbów Sezamu. Bawi mnie, że znajduję od razu w pierwszym kramie mały guziczek potrzebny mi do bluzki. Tulcia uszczęśliwiona, że jest lemoniada „pomarańczowa” – wypijamy butelkę. Czyściutka kobiecina sprzedaje lody – to zdaje się już nadmiarem używania, chociaż lody są złe. Kupujemy miód w butelce od przeciągającej z białoruska kobiety ze Skibniewa. Kupujemy warzywa, pomidory, i cztery kilo jabłek oliwek po 5 i 6 złotych kilo. O wpół do dwunastej jesteśmy już z powrotem w domu”.
Zabytki. W ramach „kolekcjonowania” obiektów sakralnych warto zwrócić uwagę na kolejną w regionie budowlę Józefa Piusa Dziekońskiego, czyli powstały w latach 1895-1897 kościół parafialny p.w. św. Stanisława.
Do niedawna istniał jeszcze drewniany kościół z 1724 r., przeniesiony w XIX w. na miejscowy cmentarz, gdzie pełnił kaplicy. W roku 2001 została jednak zastąpiona kaplicą murowaną.
Stare Lipki, druga co do wielkości wieś w gminie Stoczek, to niegdyś mały szlachecki zaścianek, jakich niemało dookoła. Czasem zdarzy się, że ktoś urodzony w tej czy innej miejscowości, czy ją zamieszkujący, swą działalnością przypomina światu o jej istnieniu. Czasem wystarczy jedna czy dwie wizyty znamienitych osób, by mówić o niej przez dziesięciolecia. Czasem zaś wspomnienie jednej z tych sytuacji stać się może przyczyną niemal łańcuchowej reakcji odkrywania tających się w murach, zagrodach, domach pasjonujących historii. Stare Lipki są chyba tego najlepszym przykładem. Miejscowość jest osadzona na piachu i porośnięta sosnami, nie sprawia wrażenia urodzajnej gospodarsko. Ale to właśnie ów piach i sosny przesądziły o pomniku, jaki wystawiła Lipkom polska kultura a precyzyjniej – literatura, pod piórem Marii Dąbrowskiej. Znakomita pisarka po raz pierwszy była tu w roku 1956, aby obejrzeć dom należący do Andrzeja Lipki, męża jej bratanicy Gabrieli Szumskiej. Lipkowie namawiali ją na kupno, wstępnie jednak Dąbrowska postanowiła go wynająć na wakacje dla siebie, swej przyjaciółki Anny Kowalskiej i jej córki. Relacje i dokładny opis całej sytuacji odnajdujemy w Dziennikach pisarki. Przedstawia tam zarówno zasłyszane fragmenty historii miejscowości, jak również daje świetny plastycznie opis pierwszej (inicjacyjnej) podróży: „Owe Lipki leżące w powiecie Węgrowskim (Podlasie) to dawny zaścianek szlachecki zamieszkany przeważnie przez rozgrodzonych Lipków z różnymi przydomkami. Dziadek Andrzeja, także Lipka z owych Lipek, choć sam już mieszkaniec Warszawy, dla podtrzymania rodowej tradycji kupił wzgórek lesisty, pobudował dom, założył ogród. Ojciec Andrzeja (oficer) jeździł tam jeszcze z rodziną na każde wakacje i Andrzej ma stamtąd pełno wspomnień dzieciństwa. [...] Podróż mi się podobała. Niecałe półtorej godziny bardzo ładnym nowym pociągiem, czyste seledynowo-kremowe wagony przypominają Szwecję i Szwajcarię. Do Tłuszcza, dokąd dochodzą często pociągi elektryczne, wcale nie staje. Pejzaż zielony, dobrze uprawiony i wesoły. Tłuszcz, Urle, bardzo ładny Liwiec, Łochów, Ostrówek Węgrowski, Sadowne. Tam wysiadamy i siedem kilometrów furką. Niestety, tu już piasek i sosny, dwie rzeczy których nie lubię. Jeszcze patrzeć – tak, ale nie mieszkać w piaskach z sosnami”. Podobnie nie wzbudził w niej zachwytu dom i ogród. Jednak pod wpływem Kowalskiej, Maria Dąbrowska zaczyna stopniowo coraz bardziej do miejscowości się przekonywać. Dochodzi do tego, że to, co najbardziej przeszkadzało na początku, czyli piach i wszechobecne sosny, urastają do rangi piękna idealnego. W dwa dni po ponownym przyjeździe pisze: „tutejszy chłopski las, a raczej bór, przytykający do sadyby, jest bardzo malowniczy, fantazyjny, o pięknych sosnach i wręcz przepięknych olbrzymich jałowcach. Zaczyna mi się tu podobać, może skłonna byłabym kupić te Lipki, po kilku latach zrobiłabym z nich rajską siedzibę”. Dnia następnego (3 VIII 1956 r.), kolejny etap zachwytu: „W nocy, zbudziwszy się, słyszałam szum ulewy tak wielkiej, jakby oberwała się chmura. Ale i to napełniło mnie błogością[...]”. Od jeszcze następnego dnia, czyli 4 sierpnia zapisy dotyczące wsi przybrały już charakter entuzjastyczny: „Zaznaję nowej miłości. Nie myślałam, że stać mnie jeszcze na nową miłość. Rozkochałam się w Polsce iglastej. Ale bo też sosny podwarszawskie nie umywają się do tutejszych. Co za bogate wspaniałe kształty pni purpurowych, jaka gama zieleni od błękitnej aż do soczyście szmaragdowej, malachitowej, kobaltowej. I te fantastyczne jałowce. Co za elegancja kształtów, jakie zielenie, jaka miękkość. To nie igły jałowca, to krótkie włosy jedwabne. I co za aromaty. Nawet mój zatumaniony w tej chwili katarem nos czuje balsamiczne wonie. Zaczynają już dojrzewać borówki (brusznice), ze mchu wybija mnóstwo kolorowych grzybów. Muchomory jak z bajki.
Jak mi się podoba i ta wieś! Te sadyby, niektóre na pół dworkowe. Ta wiejska droga, to bydło, te owce wracające zewsząd z pastwiska. Jak mi to odpowiada żyć i mieszkać pośrodku chłopskiej wsi. Zanurzam się w żywioł mojego czarownego dzieciństwa, do którego nie lubię wracać nawet myślą, aż tu nagle wróciłam tak realnie, że czuję się, jakbym naprawdę o sto lat odmłodniałą”.
Poza obserwowaniem i mistrzostwem opisu – to charakterystyczne dla pisarki –Dąbrowska łapczywie chłonęła także opowieści o przeszłości Lipek. Zwłaszcza zaś, tych dotyczących kolorytu miejscowości. w Dziennikach odnotowała opowieść Bronisławy Zygmunty Lipki, zwanej powszechnie ciocią Lolą: „Lipki miały też kilka (czy kilkanaście) rodzin żydowskich, osiadłych tu od wieków, tak spolonizowanych i schłopianych, że wielu trudno było odróżnić od miejscowej ludności. Mieli i ziemię, ale przeważnie zajmowali się handlem i rzemiosłem. Było kilka sklepików żydowskich, byli Żydzi kowale i krawcy. Był wreszcie Żyd bogacz, karczmarz, a zarazem właściciel lasów i handlarz drzewem. Nazywał się też... Holzmann. Jego synowie Irko i Lejzor. Imiona i nazwiska Żydów lipczańskich: Nuchim, Eli Jabłonka, Anko przezwiskiem Baraner, bo handlował baranami. P. Lipkówna bardzo sympatycznie odzywa się o tych Żydach lipczańskich (co mnie do niej zjednywa). Byli świetnymi kupcami, bardzo uczciwymi, docierającymi do klienta, cierpliwymi na grymasy kupujących, rzetelnymi. Powiada, że zakorzenione przekonanie o Żydach jako nabierających i oszustach w handlu jest przesądem. [...] Zupełnie się z nią zgadzam. Żydów jako kupców zawsze ceniłam [...]”.
Dzięki Dąbrowskiej utrwaliły się pyszne obrazki z życia małej wsi pogranicza Mazowsza i Podlasia. W ramach ciekawostki dodajmy, że część zdjęć do ekranizacji Nocy i dni, kręcona była również w nieodległych Iganiach (pow. siedlecki) w dworku, który odegrał istotną rolę podczas zwycięskiej bitwy powstania listopadowego.
Dom, Andrzeja Lipki stoi do dziś i jest w stanie urzekającym. Pobudowano go w 1904 r. na piaszczystym wzgórku. Jako budulca użyto najpowszechniejszego tam materiału, czyli piasku i gliny. Jest zatem tak naprawdę murowaną lepianką... wgląda jednak dostojnie, jak przystało na skromną rezydencję szlachecką. Ogród okalający go jest dziełem znakomitej współpracy swobodnie działającej natury i nie nachalnej stylizacji oraz estetycznego zadbania. Posiadłość nie pełni już funkcji całorocznego domu. Niemniej obecni gospodarze – spadkobiercy Andrzeja Lipki, w tym Pani Zofia Kossak bywają tu systematycznie. Charakterystyczna dla przeszłości domu gościnność jest pięknie podtrzymywana i dziś. Obok samego zachwytu specyfiką budynku można także doświadczyć znakomitej gawędy Pani Zofii, czego nie jest w stanie zastąpić żadna spisana historia.
Wieliczna. W tej niewielkiej wsi powiatu węgrowskiego urodziła się w 1862 roku Feliksa Magdalena Maria Franciszka Kozłowska − założycielka i duchowa opiekunka mariawityzmu, przez wyznawców nazywana Mateczką i uznana za świętą w Kościołach mariawickich.
Na terenie Gminy znajdują się dwie ścieżki przyrodnicze Nadbużańskiego Parku Krajobrazowego: „Jeziora Kałęczyńskie” oraz „Huta Gruszczyno-Treblinka”.
Opracował A. Ziontek