Gmina
Jabłonna Lacka
Dane:
Powierzchnia: 149,4 km2
Liczba mieszkańców: 5127.
Adres kontaktowy: ul. Klonowa 14, 08-304 Jabłonna Lacka,
tel.: 25 787 10 23,
e-mail: Adres poczty elektronicznej jest chroniony przed robotami spamującymi. W przeglądarce musi być włączona obsługa JavaScript, żeby go zobaczyć.
Wędrując po poszczególnych gminach powiatu sokołowskiego trudno oprzeć się wrażeniu, że z każdym krokiem wkraczamy w przestrzeń skrywającą mnogie tajemnice. Za każdym razem, gdy taka świadomość wbija się w przekonanie i pozwala sądzić, że nic bardziej interesującego nie zdoła nam się już na tym szlaku przydarzyć pojawia się nowe zaskoczenie. Nowa fascynacja, nakazująca nową – mówiąc podniośle – metodę podróży, stawiająca nowe wyzwania intelektualne, wskazująca w końcu inne elementy przeszłości. Inne choć charakterystyczne dla całego obszaru. Obszar Gminy Jabłonna Lacka, jest jako żywo najlepszym miejscem do prześledzenia przeszłości religijnej regionu. Tu zachował się dawny monastyr, tu były prawosławne szkoły zakonne, tu w końcu najbardziej da się poczuć rysujące się wyraźnie sąsiedztwo ze Wschodem.
Przypomnijmy – choć w dużym skrócie – tło wydarzeń: kościół unicki obrządku greckokatolickiego, powstał w granicach danej Rzeczypospolitej 1595 roku, a oficjalne przyjęcie tzw. „Unii” nastąpiło na synodzie w Brześciu nad Bugiem dnia 9 X 1596 r. Wtedy też wyznawcy prawosławia zamieszkujący głównie wschodnie tereny Rzeczypospolitej, przystąpili do jedności w wierze z Kościołem rzymskokatolickim, a co za tym idzie uznali papieża za zwierzchnika Kościoła. Zachowali jednak liturgię, obrządek i język wschodni, oraz dotychczasową organizację kościelną, własne prawo i kalendarz juliański. Przyjęli natomiast wszystkie dogmaty katolickie. Z czasem, ze względu na zgodne współistnienie obrządków łacińskiego i greckokatolickiego, unici przyjmowali także łacińskie zwyczaje, a w tym: modlitwy, nabożeństwa i obrzędy liturgiczne (różaniec, godzinki, drogę krzyżową). Przenikanie się obu kultur dawało się także zauważyć w wystroju i wyposażeniu świątyń – pojawiły się organy, ławki, konfesjonały, dzwonki itd. Zaistniałe zmiany nie miały charakteru mniej lub bardziej świadomej asymilacji ale były elementem pragnienia duchowego pogłębienia wiary i jej wyznawania. Zmiany te zaakceptował i potwierdził swym prawem Synod Zamojski w 1720 roku. Po rozbiorach, na terenie zaboru rosyjskiego, dekretami carów (pełniących z urzędu funkcję głowy cerkwii) skutecznie realizowano akcję rusyfikacyjną. Drastycznymi, krwawymi metodami ograniczano i likwidowano działalność i funkcjonowanie Kościoła unickiego. Wbrew obowiązującemu prawu kościelnemu, Mikołaj I w 1839 r. wydał ukaz ostatecznie likwidujący Kościół unicki w Cesarstwie Rosyjskim. Towarzyszyły temu drastyczne prześladowania unitów broniących swej jedności z papieżem.
W granicach Królestwa Kongresowego tylko diecezja chełmska pozostała przy dawnym obrządku. Zaborcza Rosja chciała jednak skasować Unię a wyznawców włączyć do Kościoła prawosławnego. Mówiono przy tym – niby niewinnie – o „oczyszczeniu” obrządku greckokatolickiego z „naleciałości” łacińskich. Generalnie chodziło o usunięcie z życia religijnego tych elementów liturgii i wystroju świątyni, które przyjął Synod Zamojski.
W akcji tej carat wykorzystywał prorosyjskie i antyłacińskie zarazem nastawienie niektórych duchownych cesarstwa i Galicji. W 1871 r. Aleksander II mianował ks. Marcelego Popiela administratorem unickiej diecezji chełmskiej. Stało się to wbrew prawu i bez zgody Stolicy Apostolskiej. Ksiądz Popiel, radykalny przeciwnik unii, wydał nakaz bezwzględnego „oczyszczenia” cerkwi unickiej z dnem 1 I 1874 r. Był to kolejny znaczący krok ku całkowitemu zniesieniu Unii i włączenia unitów do prawosławia. Bezpośrednimi wykonawcami tego rozporządzenia były wojsko i policja. Opornych kapłanów nakazano uwięzić i zastąpić księżmi prawosławnymi a wiernych zmusić metodami represji do przejścia na prawosławie. Tak rozpoczęło się krwawe „nawracanie” i prześladowania tych, którzy nie chcieli się dekretowi podporządkować. Aleksander II ostatecznie skasował Unię w 1875 r. jednak Podlasie stanowiło ostatni i trwały bastion walczących. Najlepiej odda to głos Adama Jarosińskiego, sterdyńskiego lekarza, i naocznego świadka tych wydarzeń wspominającego o gorliwej religijności Podlasiaków: „Osobliwie tyczy to unitów, którzy stanowią główną masę mieszkańców wschodnich gmin powiatu sokołowskiego (Sabnie, Jabłonna, Repki). Najbardziej na Zachód wysuniętą placówką unicką jest największa w naszej okolicy wieś Seroczyn, o 3 km odległa na wschód od Sterdyni. Unici posiadali swoje kościółki w Seroczynie, Podłazówku, Grodzisku, Gródku, Czekanowie i Rogowie. Po skasowaniu unii [...] i przyłączeniu unitów do cerkwi prawosławnej, tutejsi unici nie poszli za nakazem rządu i wszyscy prawie bez wyjątku, opowiedzieli się za przynależnością do Kościoła katolickiego, i pomimo srogiego ucisku i prześladowań nie dali się ugiąć i złamać, ucisk bohatersko znosili, a w ciemne i wietrzne noce potajemnie po wioskach i drogach wkopywali wyniosłe krzyże, przed którymi kornie chylili czoła, pod którymi się modlili i wzywali Boga o pomoc i ratunek. Te krzyże, od których całe Podlasie zyskało miano „Krainy Krzyżów”, są widomą pamiątką tej iście krzyżowej drogi, jaką lud unicki przez szereg lat kroczył, skutecznie walcząc o swoje prawa religijne i narodowe, o wolność swoich przekonań. Unici potajemnie wykonywali obrządki religijne według reguł Kościoła Katolickiego, potajemnie brali śluby, potajemnie chrzcili swe dzieci i przystępowali do sakramentów świętych; zmarłych swych z konieczności grzebali na prawosławnych cmentarzach bez udziału jednak popa, z polską pieśnią Kto się w opiekę na ustach i nie przekreślonym drewnianym krzyżem na mogiłce. Według obowiązujących przepisów prawnych, małżeństwa tutejszych unitów uważane były za nielegalne, a dzieci za nieślubne, co komplikowało wszelkie sprawy majątkowe i spadkowe. Na tym tle mogłyby powstawać różne nadużycia, zatargów jednak nie było – dzieci były prawnymi spadkobiercami, a instytucja małżeństwa na tym nie cierpiała.
Rząd za wszelką cenę tę odporną ludność postanowił uczynić prawosławną, stosował środki gwałtowne, a gdy to nie skutkowało, działał podstępnie. Za ochrzczenie dziecka, wyspowiadanie unity lub udzielenie ślubu, księży surowo karano grzywnami, deportacją, nawet zamknięciem kościoła.
Bardziej wpływowych opornych unitów wysyłano w głąb Rosji lub na Syberię. Policjanci nocami przebiegali wioski i siłą rozdzielali małżonków lub przebrani w cywilną odzież, zgłaszali się do księży, podstępnie prosząc o danie ślubu lub chrzest dziecka. Podczas poświęcenia kościoła w Ceranowie [...] wyłapywano unitów i przeszło 200 ich osadzono pod kluczem w jakimś magazynie. Ja sam w 1879 r. byłem świadkiem sceny w sterdyńskim kościele, gdy strażnik Poświniuk za kołnierz odciągał unitów, przystępujących do stołu pańskiego. Około 1870 r. do wsi Hołowienki sprowadzono z Siedlec oddział wojska złożony z 2. szwadronów, który przez jakiś czas żył na koszt wsi, wyjadał gospodarzom wszystko zboże, rogaciznę i chlewnię, a gdy upór nie ustawał, wypędzono ludność wsi na drogę i zmuszano zbierać rękami śnieg na ulicy. Trudno opisać wszystkie męki, jakie dzielny ten lud przeniósł. Nie strzelano tu wprawdzie do modlących się, jak w Pratulinie, niemiłosiernie jednak znęcano się nad ludem, który pragnął swobody wyznania.
Wszelkie represje i podstępy nie złamały tego dzielnego ludu, który okazał się twardą skałą, o którą rozbijały się wszelkie zakusy zaborczego rządu. Siła duchowa ludu podlaskiego, ta niezniszczalna siła ducha polskiego, która przejawiała się w poczynaniach naszych Piastów i Jagiellonów, naszych Kościuszków i Trauguttów, naszych męczenników i bojowników za sprawę polską – ta siła ducha zwyciężyła.
I nastał rok 1905, gdy, po wojnie japońskiej, ogłoszoną została tolerancja religijna. Unici odetchnęli i w ciągu bardzo krótkiego czasu wszyscy oficjalnie wpisali się w poczet katolików.
Nie zapomnę pierwszego dziękczynnego nabożeństwa, gdy unici, mając na czele najoporniejszego z opornych Gabryela Goworka, krzyżem leżąc i łzy dziękczynne roniąc, wypełnili cały sterdyński kościół. Wtedy ani Poświniuków, ani żadnych Bezkiszkinów już się nie lękali, lata strapień i udręki mieli za sobą.
Takim ludem, jaki jest nasz były lud unicki, możemy się szczycić i na nim polegać, gdyż on, który przeszedł wszystkie katusze niewoli, a nie splamił się nigdy hańbą zaprzaństwa, gotów jest zawsze bronić nie tylko swego Boga, ale i swej ziemi”.
Do legendy przeszło męczeństwo unitów w Drelowie i Pratulinie (woj. lubelskie, pow. bialski), oba utrwalone w malarstwie.
Wędrówkę zacznijmy jednak od miejscowości gminnej.
Jabłonna Lacka. Pierwotnie miejscowość nazywała się Respondowa a jej nazwa wiązała się z przydomkiem właściciela wsi – Macieja Responda Jabłońskiego h. Jasieńczyk z Tchórznicy, podsędka ziemskiego a później sędziego drohickiego. Pierwsza wzmianka o Jabłonnie pochodzi z 1447 roku i wskazuje rzeczonego podsędka Macieja. Za jego sprawą i z jego fundacji powstała także pierwsza parafia. W 1470 r., we czwartek po niedzieli Laetare (2 IV) roku nadał dwie włóki ziemi w Jabłonnie oraz dziesięciny na rzecz budowy kościoła. Sama parafia jednak mogła istnieć już jakiś czas wcześniej. W 1699 r. wzniesiono tu nową drewnianą świątynię kosztem Samuela Krasnodębskiego. W 1804 r. grożący zawaleniem kościół rozebrano a w jego miejsce postawiono prowizoryczną kaplicę. Jednak już kilkanaście lat później jej stan określano jako bliski ruiny a nawet porównywano do zwykłej szopy. „W tak złym i gorszącym jest stanie, iż trudno nawet wyrazić” – pisał wizytator parafii. Budowy nowej, istniejącej do dziś świątyni, podjął się właściciel Jabłonny i okolicznych dóbr – Ludwik Bieniecki, poseł ziemi węgrowskiej. Realizowała się w latach 1826-1837 wg projektu Andrzeja Gołońskiego (ucznia cenionego architekta Jakuba Kubickiego). Do cenniejszych zabytków znajdujących się w kościele należy późnogotycka pozłacana monstrancja z XVI wieku z neogotycką stopą doprawioną w 1860 roku oraz kielich do sprawowania liturgii z XVI wieku pochodzący z gdańskich warsztatów złotniczych.
W tych samych mniej więcej latach powstał murowany dwór Bienieckiego. Na terenie posiadłości był spory staw z finezyjnie ulokowana wysepką. Wymurowano na niej kapliczkę „Królowo Nieba i Ziemi ratuj nas przy śmierci to miejsce błogosław i miej go w pamięci. P.M.K. 15 sierpnia 1850”. Jak chce legenda, w jej środku, umieszczono dokumenty mówiące o fundacji i fundatorze kapliczki.
Niestety po samym dworze ostały się jedynie szczątki. Jednak po przeciwnej stronie szosy przecinającej dawną posiadłość istnieje bardzo dobrze zachowany czworak stanowiący obecnie własność prywatną. Wyremontowany i zadbany służy, zgodnie ze swym pierwotnym przeznaczeniem, jako dom mieszkalny.
Wirów znamy jeszcze z połowy XV wieku, kiedy zwano go Vyrowo a jego właścicielami byli wschodnio brzmiący Iwaszko (1453), Hrinko (1460) i Haczko (1469-81). Pierwsza cerkiew postała pod koniec tego stulecia z fundacji ówczesnego dziedzica Pawła. W wieku XVII cerkiew przyjęła unię a w 1712 r. pobudowano nową drewnianą cerkiew p.w. Narodzenia św. Jana Chrzciciela. Jej fundatorem był stolnik i podkomorzy nurski Jan Godlewski. Jak więc widać dzieje wirowskiego prawosławia sięgają czasów zamierzchłych. Dzieje to nader skomplikowane i burzliwe. Przyjrzyjmy się im poprzez barwną gawędę wspominanego już sterdyńskiego lekarza Adama Jarosińskiego, który w jednym ze swych artykułów drukowanych na początku XX w. w „Gazecie Podlaskiej” pisał: „Na wyniosłym lewym brzegu Bugu, skąd roztacza się wspaniały widok na Drohiczyn i daleką zabużańską okolicę, rozpostarł się Wirów, który przed kilkunastu laty stał się głośnym na Podlasiu i bodaj w całym kraju.
Na ów Wirów składa się kościół w stylu „barocco” z niedawno przyczepioną kopułą bizantyjską i wizerunkami świętych na zewnętrznych ścianach, z dwóch obszernych murowanych budowli z zielonymi dachami i baniowatymi kopułami i licznych drewnianych domków.
Jest to ów Wirów, o którym siedlecki prawosławny protojerej Miziecki przed kilku laty pisał, że jest to „wieczna i niegasnąca pochodnia [...], która swym światłem oświeca Nadbuże i krzewi oświatę w kraju niegdyś ruskim, a dziś spolonizowanym i ciemnym”.
Kiedyś wpadł mi w ręce Chołomskij Kalendar, z którego dowiedziałem się o przeszłości Wirowa. Powiedziano tam, że w końcu XVIII wieku właścicielem Wirowa był [Franciszek] Kuszell, który żył w ciągłej niezgodzie ze swoim proboszczem, obsługującym miejscową unicką parafię. Stosunki pomiędzy dziedzicem a proboszczem były jak najgorsze i zakończyły się w ten sposób, że dziedzic podczas kilkodniowej nieobecności swego parocha, miał kościół i plebanię rozebrać i ziemię na tym miejscu zaorać. W ten sposób unicka parafia przestała istnieć, a na jej miejscu dziedzic wirowski wystawić miał kościół murowany, istniejący do dziś i postarał się o proboszcza katolickiego. Od tego czasu, aż do 1889 r. Wirów był parafią katolicką. Ostatni proboszcz wirowski, ks. Jakubowski był człowiekiem, który nie bardzo słuchał nakazów rządu i po urzędowym skasowaniu unii, w dalszym ciągu chrzcił dzieci opornych unitów, dawał unitom śluby i udzielał sakramentów św. Miejscowe władze kilkakrotnie łapały proboszcza na gorącym uczynku, udzielały mu nagany, skazywały na grzywny, a wreszcie zagroziły zamknięciem kościoła.
I przyszła chwila, że proboszcza ponownie złapano, i zamknięcie kościoła stało się rzeczą nieodwołalną. Zrozpaczony ksiądz, po ostatniej mszy św., jaką odprawił w swoim kościółku, poszedł pod figurkę i kulą roztrzaskał sobie głowę. W ciągu 5. lat kościółek wirowski był zamknięty, aż do czasu, gdy nań padł wzrok mniszek prawosławnych, które już w kilku miejscach na Podlasiu usadowiły się w skasowanych placówkach katolickich. Rząd rosyjski, nie widząc możności wprowadzenia prawosławia siłą, wszedł na drogę propagandy.
W 1895 r. przybyła „Matuszka Anna” z 5. mniszkami z klasztoru w Leśnej pod Białą Podlaską i wzięła w swoje władanie Wirów. Rząd i społeczeństwo rosyjskie, przeważnie bogate kupiectwo moskiewskie, pospieszyło z pomocą i w krótkim czasie kościół przekształcono na cerkiew, rozbudowano się i założono szkoły i ochrony. Matuszka Anna cieszyła się wielką powagą w wysokich sferach rządowych, gdyż car Mikołaj II ją wyróżniał i nawet w rękę całował. Po paru latach w Wirowie było około 50. mniszek, które pracowały w szkołach, ochronach i gospodarstwie, była ochronka dla małych dzieci, przytułek dla starców, 7-klasowa szkoła dla chłopców i takaż dla dziewcząt, szkoła rzemiosł, kursy dla nauczycieli i nauczycielek ludowych, szkoła gospodarstwa wiejskiego dla dziewcząt. Klasztor posiadał dwa folwarki, miał zapomogi rządowe i przeszło 40 000 r. rocznie z ofiar.
Mniszki wszelkimi sposobami starały się zjednać miejscową ludność, świadcząc jej materialną pomoc podczas gradobicia lub pożaru, lecząc chorych i rozdając wiejskim dzieciom cukierki. Nie udawało się jednak apostołkom zwerbować wiejskich dzieci do swych szkół, te bowiem zapełniały się wyłącznie dziećmi strażników i uboższych urzędników Rosjan. Matuszka Anna niewyczerpaną była w swych pomysłach, by pociągnąć do cerkwi ludność miejscową. Jednego roku ogłosiła, że chętnie odda gospodarzom do pomocy w gospodarstwie na całe lato swych wychowańców. Matuszka była pewna, że jej pupile nauczą gospodarzy mówić po rosyjsku, zaszczepią kult do prawosławia i zachęcą do odwiedzania cerkwi (był warunek, by w dnie świąteczne i galówki gospodarz przywoził ucznia do cerkwi). Gdy jesienią chłopcy powrócili do Wirowa, okazało się, że odwykli mówić po rosyjsku i bardzo się „opolaczyli”. Podobnych eksperymentów już więcej nie ponawiano. Po śmierci Matki Anny, przełożoną klasztoru została Księżna Szachowskaja (Matka Zofia), przy której propaganda ucichła i Wirów stał się miejscem kształcenia dzieci prawosławnych. Wraz z ustąpieniem Rosjan w 1915 r. wyjechały również i mniszki wirowskie”.
Obecnie w pięknie zachowanych budynkach monastyru żeńskiego mieści się Dom Pomocy Społecznej. Obok kościół z pierwszej połowy XIX w. p.w. św. Antoniego Padewskiego ufundowana przez Antoniego Kuszella, syna wspominanego przez Jarosińskiego – Franciszka. W dawnej cerkwi św. Serafina ulokowano katolicki dom parafialny. Podróżując po terenach pogranicza podlasko-mazowieckiego szczególnie bogatych przecież w szlacheckie i magnackie pozostałości, często ma się wrażenie widząc kolejny dwór, czy tym bardziej kościół, iż elementy założeń architektonicznych są, co najmniej, powtarzalne. I choć staram się tu, jako autor nie ujawniać za bardzo w tekście, to jednak muszę w tym miejscu westchnąć – wirowisk kompleks zapiera dech. Warto zatrzymać się tu na dłużej, by dotknąć żywej przeszłości i poczuć obecność bohaterów legend.
Mołożew jako odrębny majątek istniał od XV w. Jego właścicielami była rodzina Mołożewskich, która przybrała nazwisko od nazwy miejscowości. Przez kolejne etapy dziejów był ważnym ośrodkiem komunikacyjnym i kościelnym. Po dramatycznych doświadczeniach potopu szwedzkiego Mołożew stał się na niedługi okres własnością Mikołaja Radziwiłła Sierotki, który wszakże odsprzedał go zasiedziałym w sąsiednim Gródku biskupom płockim. Po ostatnim rozbiorze majątek znalazł się w granicach Galicji Zachodniej a rząd austriacki przejął własność kościelną i odsprzedał majtek Wincentemu Załuskiemu. W 1824 w posiadanie dóbr wszedł Ksawery Chojecki, radca województwa podlaskiego. Jego dziedzicami byli synowie Artur, Władysław i Edmund oraz córka Cecylia. Warto zwrócić uwagę na Edmunda, który w 1844 r. wyjechał do Paryża poświęcając się pisarstwu i publicystyce. Charles Edmund – bo pod takim pseudonimem tworzył – przyjaźnił się m.in. z George Sand i rezydentami jej posiadłości w Nohant, a byli wśród nich choćby Gustave Flaubert, Théophile Gautier, bywał na sławnych obiadach w Magny (tzw. „dinner Magny”) obok Sainte Beuve, Renana, Turgieniewa i braci Goncourt. Jest autorem 15 romansów i 10 sztuk teatralnych, pisanych głownie dla francuskich teatrów: Odeon i Komedii Francuskiej; przetłumaczył na polski Rękopis znaleziony w Sarogossie Jana Potockiego.
Po powstaniu styczniowym Chojeccy pozbyli się majątku. Ten zaś rychło, po carskim ukazie, został uwłaszczony a znaczna część ziem przypada monaszkom z Wirowa. Toteż na przełomie XIX i XX w. na skraju wsi powstała filia ich monastyru a jego mieszkanki rozpoczęły walkę o rząd dusz.
Klasztor pobudowano w latach 1903-1905. Gmach jest wzniesiony na planie litery „T” a jego architektura prezentuje rzadki w Polsce styl bizantyjski. Charakterystyczne są dla niego łuki wyostrzone w najwyższym punkcie (tzw. „ośli grzbiet”), powtarzające się w głównym oknie oraz trójdzielnej arkadzie wieńczącej środkowy ryzalit. Fasada budynku, choć dziś jednolicie czerwona, pierwotnie była czerwono-biała. Trudno w tych kształtach rozpoznać miejsce dawnych zgromadzeń religijnych. Na mapach turystycznych oznaczany jest jako pałac i tak też wygląda. O wrażeniu tym decyduje w znacznym stopniu duży, centralnie umieszczony wykusz kryjący w sobie dwa piętra głównych sal. Wewnątrz, wrażenie robią olbrzymie wysokości pomieszczeń wahające się od 4 do 5 m., szerokie – czterometrowe korytarze, jasne rozświetlone dużymi oknami pokoje. Niezwykły klimat budynku potęguje jego otoczenie – obszerne łąki, okalające go drzewa i widok na Bug.
Poza tym jednak teren monastyru zajmowały i inne budynki, jak np. przyklasztorny folwark oraz dwie drewniane chaty zamieszkiwane przez Rosjan pracujących przy klasztorze. Żaden z nich do dziś się jednak nie zachował.
Jak głosi legenda (z domieszką faktów potwierdzanych archiwaliami): Wirów z Mołożewem miały być centrum prawosławia w katolickiej Rzeczypospolitej. Z tego powodu wydrążono ponoć podziemny tunel łączący Mołożew z Wirowem. Starsi mieszkańcy ponoć jeszcze pamiętają czasy gdy wlot do niego był widoczny. Potem miano go zasypać.
Czekanów. Najstarsze pisane wzmianki o miejscowości pochodzą z drugiej połowy XV wieku, kiedy (1464 r.) dziedzicem osady, zwanej wówczas Czekanowo, był niejaki Hanusz a wieś należała do starostwa drohickiego. Nie są to oczywiście początki osadnictwa na tym terenie. Podczas badań archeologicznych prowadzonych tu już w XIX w. odkryto kurhany datowane na XI-XIII w. (są to najlepiej zachowane w cmentarzyska w regionie obok Niewiadomej, Łuzek i Rogowa). Biorąc pod uwagę znaczną liczebność odkrycia – 188 grobów, 122 jamy i około 1800 przedmiotów (nie licząc ceramiki), które z wykopalisk pozyskano, czyni Czekanów największą taką nekropolią w szeroko pojętej okolicy.
W roku 1725 została erygowano tu parafię unicką i pobudowano cerkiew p.w. Przemienienia Pańskiego. Jednocześnie nadano kościołowi trzy włóki ziemi oraz dziesięcinę snopową ze swoich wsi. Kolatorem unickiej cerkwi w 1757 r. był jego syn Urban Ciecierski, stolnik drohicki żonaty z księżną Teodorą Woroniecką. Cerkiew rozebrano w 1888 r. ze względu na jej zły stan techniczny a na jej miejscu postawiono kaplicę.
W Czekanowie, podobnie, jak i Mołożewie istniała – mówiąc językiem dzisiejszym – filia monastyru wirowskiego w tym szkoła klasztorna, cerkiew i małe gospodarstwo rolne z pasieką. Śladu po tym wprawdzie już nie ma ale można to jeszcze dostrzec na zdjęciach i pocztówkach archiwalnych.
Zwróćmy też uwagę na troje mieszkańców Czekanowa. Pierwszym z nich jest Stanisław Bądzyński (1862-1929) wybitny polski chemik i fizjolog, założyciel Polskiego Towarzystwa Chemicznego, prof. higieny na Uniwersytecie Lwowskima w czasie I wojny światowej członek Komitetu Bezpieczeństwa i Ochrony Dobra Publicznego (czyli de facto członek rządu), potem prof. Uniwersytetu Warszawskiego i członek Polskiej Akademii Umiejętności. Pochowany na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie.
Kolejni to Alfreda i Bolesław Pietraszkowie, którzy mieszkali w Czekanowie, zarządzając dużym gospodarstwem należącym do Nadleśnictwa. W latach 1942-1944 uratowali przed zagładą 17 Żydów, ukrywając ich w swoim domu na skraju lasu, za co odznaczeni zostali Medalem Sprawiedliwi wśród Narodów Świata 25 IX 2007 r.
Zabytki. Warto zwrócić uwagę w Jabłonnie na barokową kapliczkę przydrożną z drugiej połowy XVIII wieku z (nowszą już) figurką św. Jana Nepomucena.
W Gródku natomiast należałoby się udać do kościoła p.w. Najświętszego Serca Jezusa niegdyś Cerkiew prawosławna p.w. św. Mikołaja. Mimo, iż swą architekturą i wystrojem nie różni się zanadto od innych, które napotykamy, to jednak jest on jednym z najstarszych tego typu świątyń w regionie. Pierwszą Cerkiew pobudowano w roku 1604, lecz w sto lat później jej stan był opłakany. Toteż w 1743 roku, kosztem biskupów płockich, powstała nowa, która istnieje do dziś. Choć nie wiadomo do końca, czy chodziło tu o budowę, czy gruntowny remont i przebudowę. Niemniej będąc już przy kościółku, warto przejść kilkadziesiąt metrów by z wysoko usytuowanego brzegu oddać się delektacji płynącego dołem Bugu.
Opracował A. Ziontek