Gmina
Repki
Dane:
Powierzchnia: 168,79 km2
Liczba mieszkańców: 5881.
Adres kontaktowy: ul. Parkowa 7, 08-307 Repki,
tel.: 25 787 50 23,
e-mail: Adres poczty elektronicznej jest chroniony przed robotami spamującymi. W przeglądarce musi być włączona obsługa JavaScript, żeby go zobaczyć.
Gmina Repki położona na południowym wschodzie powiatu jest niezwykle bogata w starannie zachowane ślady przeszłości. I przecież nie chodzi o wyliczanie dworów, dworków i kościołów celem licytowania się gdzie więcej. Niemniej przyznać należy obiektywnie, iż właśnie w okolicach Repek, bo w nich samych niekoniecznie, spędzić można cały dzień przemieszczając się od jednej do drugiej miejscowości i doświadczać bogactwa świetnej przeszłości ulokowanego zazwyczaj pośród tętniącej bujnością i naturalnością przyrody. Większość dworów z biegiem czasu zmieniała swe przeznaczenie. Często – ze względu na obszerną kubaturę – adaptowano je na szkoły. Część z nich stanowi obecnie własność prywatną, dzięki czemu wyratowano je z zatracenia, spod jadowitego zęba czasu. Są dziś niczym niemi bajarze gawędzący fabułki o dawnym życiu, strojach i obyczajach. Jak mocno się w nie wsłuchamy, jak mocno im zawierzymy i jak będziemy w stanie te obrazy odtworzyć zależy tylko od wyobraźni, która jest właściwym biletem naszych wspólnych peregrynacji.
Repki, dawniej Poczuratki, w czasach księcia Witolda, czyli w XV wieku, zasiedlone były przez ruskich bojarów, którzy spełniali rozmaite funkcje w ziemi drohickiej i samym Drohiczynie: pełnili straże, wozili listy, dawali podwody (czyli dostarczali koni wierzchowych). Część bojarów systematycznie przenikała do polskiej szlachty, ci jednak, którym się to nie udało spadali do rzędu chłopów. Tak było chociażby w Seroczynie, Baczkach, Mołomotkach i Repkach (Poczuratkach). Następnie w XVI-XVII w. Repki należały do znaczącego na Podlasiu rodu Greków. Na przełomie XVIII i XIX w. zaś dobra były własnością, występującego już na kartach niniejszego przewodnika, starosty mielnickiego Adama Szydłowskiego. Gdy w 1829 r. najmłodsza córka Szydłowskiego Ewa wychodząc za mąż, wniosła ów majątek jako posag Tadeuszowi Doria Dernałowiczowi (który rychło został także właścicielem białoruskich dóbr Wiktoryn i Zabłocie). Wydarzenie to miało poważny wpływ na rozwój i funkcjonowanie Repek, gdyż wchodził tym samym w jego posiadanie zacny i znany ród litewski. Po śmierci żony, Stanisław po raz drugi ożenił się, tym razem wybranką była Józefa Kuszell z Hulidowa, córka Antoniego, do którego przylgnął przydomek „szalony”. Wtedy też został rozbudowany dwór promieniujący na okolicę. Do rozbudowy niewielkiej rezydencji, nie odpowiadającej wielkości całego majątku, zatrudniono znanego, czynnego na Podlasiu i współpracującego już wcześniej z Szydłowskimi, architekta – Franciszka Jaszczołda. W okolicach roku 1840 nabrała ona nowego blasku. Dotychczasowy dwór stał się jedynie częścią centralną nowego, dobudowano mu wszak po bokach dwupiętrowe, ryzalitowe skrzydła. Umieszczono tu poza pokojami mieszkalnymi także kapliczkę zwieńczoną okrągłym kopulastym dachem, kwiaciarnię i bibliotekę. Ta ostatnia dowodnie wskazuje, jak ważną intelektualnie grupą społeczną byli ziemianie, którzy dbali także o edukację włościan i chłopstwa (zakładali ochronki, organizowali szkoły). Tadeusz Dernałowicz (podobnie jak i jego następcy – Seweryn i Stanisław) był znakomicie wykształcony i oczytany. W liczącej 203 tomy biblioteczce (1862 r.) odnajdujemy 126 książek francuskojęzycznych wydanych we Francji i Belgii, 30 tomów pisanych po włosku, 11 po niemiecku i jeden wolumin łaciński. Rozpiętość tematyczna lektur była niemała, co też świadczy o szerokich horyzontach umysłowych i zainteresowaniach gospodarza. Wśród tomów obcojęzycznych przeważały encyklopedie, słowniki, dzieła historyczne, filozoficzne, pamiętniki oraz wydawnictwa fachowe z zakresu rolnictwa. Z klasyki literatury powszechnej odnajdujemy dzieła Racine’a, Corneille’a, Le Fontaine’a, Ariosta, Dantego, Petrarki, Machiavellego, Schillera oraz wielotomowe dzieła twórców rodzimych: Ignacego Krasickiego (10 tomów), Adama Mickiewicza (6 tomów), Wincentego Pola (4 tomy) a także Irydion Zygmunta Krasińskiego. Na tym nie koniec, biblioteczkę uzupełniały liczne prace dotyczące historii Polski, rolnicze pozycje specjalistyczne (pszczelarstwo, hodowla i uprawa roślin) oraz książki kucharskie, pedagogiczne i religijne. Było także 10 map i planów, w tym 9 francuskich i niemieckich.
Dziedziniec dworu był obszerny, sięgał kilku hektarów. Były tu świniarnia połączona ze stajnią dla koni roboczych, kuźnia i warsztat kołodzieja, dwukondygnacyjny murowany spichlerz zbożowy, drewniana wozownia, rozległa stodoła wysoka i osiągając blisko 70 m. długości, obora mająca około 80 m., liczne mniejsze budynki i czworaki za nimi zaś stajnia cugowa i pomieszczenia na bryczki, powóz, sanie i niezbędną linijkę. Była wylęgarnia bażantów, ciastkarnia, leśniczówka a przy niej tartak, był w końcu duży murowany dom przeznaczony na mieszkanie dla rządcy i buchaltera oraz na ich biura. Na wjeździe do dworu stała stróżówka przypominająca – jak wspominają starzy mieszkańcy „domek z bajki”.
Po Tadeuszu, majątek odziedziczył Seweryn Doria-Dernałowicz, po nim zaś jego syn Stanisław. I to właśnie na okres gospodarowania tego ostatniego przypadają najbardziej burzliwsze czas dla majątku i ziemian ogólnie. Musiał bowiem doświadczyć fali strajków i demonstracji z lat 1905-1907 r. W jakimś stopniu chłopi i pracownicy dworów idealnie dali się manipulować bolszewickiej propagandzie, więc dochodziło do podpaleń w majątkach (np. Sterdyń) i innych mniej lub bardziej radykalnych form protestów. W lutym 1905 r. strajkami objęty został cały powiat sokołowski. W Repkach przybrał on szczególnie dojmujący „czarny” charakter, co w rezultacie oznaczało, że robotnicy dworscy pozostawili bez opieki żywy inwentarz. Nie przypominało to patriotycznych, czy też pro-polskich akcji, choć w rzeczywistości rewolucja ta taki skutek odniosła: pojawiła się możliwość zakładania stowarzyszeń, powstawały polskie instytucje. W regionie zwłaszcza szeroko reprezentowana była Polska Macierz Szkolna, dzięki której powstało wiele ochronek. Stanisław Dernałowicz, znany ze swego patriotyzmu, w swych dobrach również wprowadzał te inicjatywy. W rzeczywistości jednak pod przykrywką legalnie funkcjonującej ochronki działała tajna szkoła, w której konsekwentnie prowadzono naukę w języku polskim a żeby to było możliwe sprowadzono specjalnie z Warszawy nauczycielkę. W związku z tym właśnie władze carskie wpisały go na listę najbardziej nieprawomyślnych ziemian guberni siedleckiej. Oddany swemu majątkowi zginął w trawiącym go pożarze. Powstał on w wyniku podpalenia przez miejscowego chłopa. Jak wyglądał ów żywioł barwnie odtwarzał Dariusz Kosieradzki, znany sokołowski publicysta i regionalista: „Pożar zaczął rozprzestrzeniać się w zastraszającym tempie. Ktoś wreszcie dostrzegł rozszalały na dobre żywioł. Wszczęto alarm, zbiegli się przerażeni ludzie. Pośród ogólnego rozgardiaszu, zamieszania i lamentów dało się słyszeć donośny i stanowczy głos dziedzica – Stanisława Dernałowicza próbującego zorganizować akcję ratowniczą. Grozę sytuacji potęgował dodatkowo fakt, że płomienie strzelające w niebo, sypiące świetlistymi iskrami mogły w każdej chwili zagrozić modrzewiowemu pałacowi należącemu do właścicieli majątku. Wreszcie udało się zorganizować ludzi, którzy zaczęli polewać wiadrami wody płonące jak pochodnie drewniane zabudowania. Jednak dziedzic nie chciał poprzestać tylko na tym, kiedy nie powiodły się próby nakłonienia co odważniejszych by ratowali znajdujący się wewnątrz dobytek, sam wtargnął do płonącej i zadymionej wozowni. Tu w środku stał jego ulubiony powóz, z którego możliwością utraty nie mógł się pogodzić. Szarpiąc się i popychając karetę na zewnątrz nagle zasłabł i runął jak długi na podłogę. Z budynku wyciągnęła go nieprzytomnego i poparzonego dworska służba. Pożar wkrótce ugaszono, modrzewiowy dwór został uratowany, jednak obrażenia Dernałowicza okazały się bardzo poważne. Kilka dni później dziedzic Stanisław zmarł. Pochowano go w podziemiach kościoła w Wyrozębach. Jak się okazało żywioł pochłonął także kilka innych istnień ludzkich. Był rok 1918”.
Mimo to kolejni właściciele, jak przystało na miejscową arystokrację i inteligencję prowadzili atrakcyjne życie towarzyskie. We dworze bywali znakomici goście m.in. pisarz Jarosław Iwaszkiewicz, uczeń Jana Paderewskiego, pianista Henryk Sztompka. Na polowania do okolicznych lasów zjeżdżała nie tylko miejscowa śmietanka, ale także goście światowego formatu jak choćby Pierre Coche de la Ferte – sekretarz ambasady francuskiej. Ten ostatni obszernie wspomina Repki (wieś, dwór i polowania) w swej książce La chasse en Pologne.
Po modrzewiowym dworze Doria-Dernałowiczów nie ma dziś w Repkach żadnego śladu. Majaczą się jedynie pozarastane rudery, które niegdyś były budynkami gospodarczymi a dziedziniec to betonowy plac fundacji PGRu. Warto jednak miejsce to zobaczyć by wsłuchać się w melodie drzew. Kilka z nich było świadkami wszystkich tych wydarzeń.
Przyjrzyjmy się teraz innym monumentom historii, które warto a nawet należy zobaczyć. Nie wnikajmy już w poszukiwanie pierwszych wzmianek, wszak wszystkie niemal miejscowości znane były w średniowieczu, może poza Ignacpolem, o którym wspomnimy. Za początek rasy obierzmy miasto powiatowe, czyli Sokołów Podlaski. Jadąc w kierunku Repek w Bachorzy odbijamy w lewo i zmierzamy w stronę Rogowa. Ta dawna, bo znana już w XIV w. miejscowość miała swą prawosławną cerkiew na długo przed 1546 r. Na początku XVII w. duchowieństwo i parafianie przyjęli unie brzeską. Świątynia, mimo, iż przez cały okres swego istnienia miała szczęście do kolatorów, już w 1789 r. była w złym stanie, choć jak podkreśla inwentarz – zadbana. Gdy właścicielem miejscowości został wielokroć wspominany Adam Szydłowski i jego żona Wiktoria Kuczyńska, na miejscu podupadającej ufundowali nową drewnianą cerkiew p.w. św. Dymitra oraz dzwonnicę. W 1839 r. jako kolatora i właściciela dóbr odnajdujemy tu również już nam znanego Tadeusza Dorię-Dernałowicza. Po zniesieniu unii, jak wszystkie cerkwie unickie, tak i ta została przejęta przez duchowieństwo prawosławne. W roku 1919 zaś powołano w Rogowie parafię rzymskokatolicką p.w. św. Anny. Do dziś kościół zachował się niemal bez zmian, jedyna innowacja jaką zastosowano, to dobudowanie przedsionka. Warto zwrócić uwagę na wystrój kościoła i mimo jego niewielkiej, jakby się mogło wydawać, powierzchni mnogość i rustykalne bogactw wyposażenia.
Mołomotki – dawniej Mamotki – leżą w odległości około 2,5 km od Repek. Do dworu należy zjechać w piaszczystą drogę by po kilkuset metrach być u celu. Widok AD 2012 rodzi mieszane uczucia. Z jednej strony dwór i oficyna są ładnie odnowione, zadbany jest terenem wokół dworu, kamienne murki wokół drzewa, staw. Z drugiej jednak strony będąc tam ma się brutalne wrażenie, iż stoimy przed estetycznym pustostanem. Wymarłym i zamarłym. A jak było kiedyś? W średniowieczu, jak już wspominano, była to wieś należąca do bojarów ruskich, którzy przeszli później w stan chłopski. W XVI w. wieś była własnością rodu Mleczków, w wieku XVIII razem z Gałkami Ruskimi, i Kanabrodem – Anieli z Zahorowskich Pociejowej (wdowy po Ludwiku, strażniku Wielkiego Księstwa Litewskiego. W roku 1753 dobra te należały już do Aleksandra Chądzyńskiego podstolego podlaskiego, któremu zawdzięczamy rzecz niebagatelną. Otóż zostawił on po sobie kapitalny dokument z życia dworu szlacheckiego. Chodzi o domową księgę, którą zwykło się zwać z łacińskiego silva rerum, czyli las rzeczy. W różnej miary tomach zapisywało się wszystko, co było w jakikolwiek istotne dla gospodarza i jego domu. Pojawiały się w nich zatem urywki pamiętników, opisy ważnych wydarzeń, zapisy mów okolicznościowych (własnych i cudzych), ale też przysłowia, wiersze okolicznościowe oraz przepisy kulinarne. W księdze Chądzyńskiego odnajdujemy więc zarówno kwestie dotyczące funkcjonowania majątku, jak i wspomnienia, dokumenty, listy, mowy sejmowe oraz, co stanowi pewną ciekawostkę, odręczne pisma Leona Kuczyńskiego – dziedzica Korczewa (stolnika mielnickiego, potem podkomorzego drohickiego) a także Jana Przywóskiego – komornika ziemskiego drohickiego. Jednym z ciekawszych fragmentów, jest opis zajazdu, jaki Chądzyński zorganizował, na majątek Długie, tłumacząc przy okazji swój powód: „Ja zaś, Aleksander Chądzyński najmłodszy brat, nie wziąłem z ojcowskiej fortuny Długie ani jednego szeląga, bo mnie Biskup Fiadelski, sufragan Łucki Rostkowski wziął z niewoli opiekunów, w 13 roku życia, w koszuli jednej tylko. Wsparł mnie bp. Rostkowski wszystkimi dobrami, jak przystało na dorzanina z zacnego domu i oddał do dworu wojewody krakowskiego Lubomirskiego, później byłem u kanclerza wielkiego księstwa litewskiego, stamtąd poszedłem na służbę do biskupa łuckiego brzeskiego Prependowskiego. Z jego polecenia chodziłem na statkach do Gdańska i początki tajników handlu i zapoznania się z Gdańskiem pobierałem, aż do momentu, gdy z wyroków Boskich Pan mój biskup łucki umarł. Lat wtedy miałem 20. Wówczas to na naszych dobrach ojcowych Długie syn wuja Kacpra – Wojciech Sutkowski siedział.
Zebrawszy kupę zbrojną, ludzi piętnastu najechałem Długie, zająłem dobra siłą i rok tam siedziałem. Poczęli mnie różni pozwami zarzucać, a Wojciech Sutkowski chciał mnie wypędzić. Zobowiązany jednak jako dworzanin do służby zgodziłem się za część moją na Długich, jak też części braci z pomienionym bratem stryjecznym Sutkowskim wziąć od niego 3 tys. złotych polskich, a sumę tę miał mi w rok zapłacić. Gdy termin przyszedł spłaty zajechałem do Zambrowa, należnych pieniędzy jednak nie otrzymałem. Wtedy jednak trafili mi się sąsiedzi z Długich bracia Stefan i Adam Dłuscy, którzy mając majątki obok chcieli złączenia fortun swoich poprzez wykupienie części mojej. Trzeba było im tej ziemi, bo corocznie z boru wedle dwóch młynów tratwy na rzekę spuszczali. Zgodziłem się na to, bo całą tę sprawę sami mieli uregulować prawnie zanosząc manifest do Warszawy a nawet Piotrkowa. Pożeniwszy się owi Dłuscy z pannami Pęczkowskimi pomarli jednak nie zostawiwszy sukcesorów. Majątek po nich – Długie odziedziczył naturalnym prawem później brat ich rodzony ksiądz Dłuski natenczas proboszcz kosowski i rozdysponował nim czyniąc zapisy bratowej i ostatecznie dobra znalazły się w rękach sędziego ostrowskiego Jakuba Gostkowskiego. Gostkowski przejął Długie z pominięciem moich Aleksandra Chądzyńskiego podstolego województwa podlaskiego praw do tej ziemi, jak też tajnym i skrytym sposobem dogadał się z sukcesorami Kacpra Sutkowskiego tj. jego synem Wojciechem i wnukami: Janem miecznikiem drohickim, Michałem i Piotrem Ołdakowskimi.
Zatem ja Aleksander, dziedzic Długich oświadczam, że nigdy nie kwitowałem zwrotu od moich opiekunów Sutkowskich zajętego przez nich majątku rodzinnego Długie, jak też wszelkich dóbr ruchomych po zmarłych moich rodzicach, które sobie przywłaszczyli. Teraz gdy Bóg dał mi spadkobierców: syna Józefa Chądzyńskiego, córki Barbarę i Elżbietę, zalecam i daję im błogosławieństwo, aby krwawej pracy dziada naszego Władysława Chądzyńskiego i Katarzyny z Bielskich nie zaprzepaścili, a dobra ojcowe Długie windykować zechcieli”. Trudno sobie wyobrazić lepszy dokument opowiadający życiu i obyczajach. Bezcenny manuskrypt jest własnością państwa Ołdakowskich z Warszawy. Wróćmy jednak do majątku.
W pierwszych latach wieku XIX dokumenty pojawia się w roli właściciela Franciszek Kobyliński, później zaś jego sukcesora Ignacego Kobylińskiego (1806-1876). Nowy gospodarz w niedługim czasie doprowadził lekko już podupadłe dobra do pełni rozkwitu oraz wybudował nową rezydencję. Zastąpiła ona drewniany dworek pamiętający zapewne już wtedy odległe czasy. Nowy murowany gmach bardziej przypominał klasycystyczny pałacyk, niż dworek ziemiański – był dwupiętrowy, przestronny (12 pokoi), wygodny a z zewnątrz okalał go założony na początku wieku urokliwy parku. Do domu, od frontu wchodziło się przez ganek, z tyłu zaś można było zażywać urokliwych widoków na stawy, sad i las, gdyż do domu przylegał wysoki i szeroki taras. Razem z „pałacem” powstała oficyna oraz kompleks zabudowań gospodarczych, jak choćby gorzelnia i cegielnia.
Wyjeżdżając z dworu w Mołomotkach wracam do drogi Sokołów-Drohiczyn, ale przejeżdżamy ją od razu i kierujemy się na piaskową dróżkę, która zaprowadzi wprost prze cerkiew a potem dwór w miejscowości Szkopy. Przez blisko trzy stulecia XV-XVIII w. należała ona do rodziny Mleczków i to z ich fundacji powstała tu w 1644 r. cerkiew. Jej główny kolatorem był Mieczysław Mleczko, dworzanin i sekretarz króla Władysława IV Wazy. Obecny kościół parafialny, to dawna cerkiew unicka (a w latach 1875-1918 – prawosławna) wzniesiona staraniem Antoniego Ciołkowskiego i jego żony Amelii z Piłsuckich najprawdopodobniej wg projektu Jakuba Kubickiego.
Jej budowa rozpoczęła się około 1807 r. – o czym informuje nas Teodor Szydłowski – i jeszcze 15 lat później nie była gotowa. W listopadzie 1822 r. Szydłowski pisał, iż stara cerkiew jest „zupełnie upadkiem grożąca, tek że niebezpieczeństwem do niej wchodzącym zagraża”, a że nowopowstająca jest dopiero „do ścian wewnętrznych wystawiona, a dla braku funduszów ukończona być pod żaden sposób nie może”. Postulował więc, jako dziedzic Repek, by połączyć parafie rogowską ze szkopowską i pobudować cerkiew jego dobrach dziedzicznych. Kiedy więc budowę ukończono – trudno orzec. Powstała jednak świątynia oryginalna, klasycystyczna, na planie elipsy, choć przyglądając się z zewnątrz trudno oprzeć się wrażeniu, iż mamy do czynienia z kołem. Otacza ja kamienny mur, w którym od frontowej strony dobudowano około 2 poł. XIX w. w narożniku kamienno-ceglaną dzwonnicę. Na wzniesieniu oddalonym około 300 metrów od kościoła znajduje się drewniany dwór z 2 poł. XIX w, z którym wiążą się dzieje rodziny Bujalskich. W połowie stulecia przeszedł w ich ręce 536-morgowy majątek, którego właścicielami pozostawali do 1944 r. Najlepszym gospodarzem spośród rodziny okazał się Jakub Bujalski, który wraz z małżonką Franciszką z Pogorzelskich obok starego dworku szlacheckiego pobudował nowy.
I mimo, iż był to także dom drewniany, to jednak wielkością i względami estetycznymi znacznie przewyższał poprzedni. Wtedy również powstały budynki gospodarcze pobudowane głównie z kamienia, dokonano renowacji zaniedbanego parku oraz wykopano stawy i pogłębiono te, które już istniały. Podobnie jak dwór, przetrwał także do dziś jeden z czworaków służący obecnie – zgodnie ze swym przeznaczeniem – za dom mieszkalny. W szkopach także mamy możliwość zobaczyć dwuramienny krzyż tzw. „karawaka”, uchodzący w XVI i XVII w. za cudowny środek chroniący od morowej zarazy. Nazwa pochodzi od miasta Caravaca w Hiszpanii, skąd dostał się do Włoch, a za pośrednictwem pielgrzymów rozpowszechnił się w całej Europie. Podobny można zaobserwować w Kiełpińcu.
Opuszczając Szkopy kierujemy się bocznymi, częściowo piaszczystymi drogami w stronę Karskich. Niedogodność dróg rekompensuje nam rozpościerający się dookoła widok lasów przeplatanych nierówno, pagórkowato położonymi polami. Wszystko to stanowi niejako preludium do tego, co czeka na nas w otoczeniu dworu. Jest on położony na zachód od zabudowań wsi, w północnej części sporego, bo liczącego prawie 3 ha, parku krajobrazowego. Odbiega teraz ów park od swego pierwotnego wyglądu. Jest wprawdzie zadbany, pozbawiony zachwaszczających krzaków, ale trudno tu mówić o jakimś logicznym uporządkowaniu na wzór dawnych pierwowzorów. Mimo to rozpoznaje się dwustuletnie lipy rosnące wzdłuż wschodniej granicy, aleję świerkową biegnącą przez całą posiadłość oraz drzewa pomnikowe: lipę srebrzystą, brzozę brodawkowatą, klon, jawor.
Miejscowość i majątek zmieniały swych właścicieli niejednokrotnie. Byli wśród nich Karscy, Twarowscy, Obrąpalscy, aż w końcu na przełomie XVIII i XIX w. stał się nim dobrze nam znany Adam Szydłowski. Jednak historia dworku wiąże się nie z nim a z rodziną Głogowskich, którzy pozostawali tu do końca II wojny światowej. To oni w połowie XIX w. przenieśli tu piękny XVIII-wieczny modrzewiowy dworek z Krześlina. Na początku XX wieku został gruntownie przebudowany na modny ówcześnie styl zakopiański. Nie odebrano mu jednak charakterystycznej barokowej formy, z łatwością rozpoznawalnej dziś, gdy jest on starannie odnowiony.
Z Karskich z łatwością dojeżdżamy do Skrzeszewa. Tu zaś spotkamy zaraz przy głównej drodze, jeden z najciekawszych zabytków sakralnych w regionie, czyli kościół p.w. św. Stanisława Biskupa i Męczennika.
Pierwszy kościół i parafia powstały tu przed 1431 r. a kolatorów i pierwszych właścicieli miejscowości poznajemy z dokumentów fundacyjnych księcia Witolda. Kościół, który obserwujemy dziś powstawał w latach 1705-1733. Inicjatorem jego budowy był kasztelan podlaski Stanisław Godlewski, który w swym testamencie (1704 r.) pisał: „Przychodzę do kościoła skrzeszewskiego, gdzie doznawszy łask wielkich ex beneficio Matki Przenajświętszej na tamtym miejscu prawdziwie cudownej, poczyniłem in vita jeszcze w moich ciężkich okazjach, chorobach, trybulacjach nieodmienne votum, ażebym na tym miejscu kościół za Bożą pomocą i z kaplicami niżej opisanymi [...] wymurował”. Jak więc widać Godlewski w pobudowaniu kościoła upatrywał podziękowanie Matce Boskiej za otrzymane łaski. Po bokach kościoła nakazywał wymurować dwie kaplice: „jedną dla samej Najświętszej Panny, nad którym obrazem w górnym ołtarzyku konterfekt św. Franciszka Serafickiego; drugą ex oppositio św. Stanisławowi Biskupowi patrono loci et meo; nad nim także w górze św. Franciszka Ksawiera osobliwego także patrona mego ulokowawszy”. Testament wskazywał, iż Godlewski chciał też sprowadzić do Skrzeszewa księży komunistów, tzw. bartoszków, którzy od pewnego czasu mieli swą siedzibę w Węgrowie. Budowy ukończyć nie zdołał, gdyż zmarł w 1709r. Kontynuacji podjął się więc jego brat Jan Godlewski stolnik i podkomorzy nurski, lecz i on nie ukończywszy dzieła zmarł w 1717 r. Dopiero ich siostrzeniec Baltazar Ciecierski (stolnik drohicki) z żoną Anną z Gembickich doprowadzili do spełnienia idei wotywnej fundatora. Świątynia ta miała szczęście do kolatorów, często zostawali nimi ci, którzy doznawali łask od cudownego wizerunku Matki Boskiej. Ich zapis umieszczony został w Księdze cudów Matki Boskiej z kościoła skrzeszewskiego z 1737 r. (przechowywanej obecnie w Archiwum Diecezjalnym w Drohiczynie).
Zachwycająca do dziś barokowa budowla, nie ma niestety odpowiednika dworskiego, choć ten kiedyś istniał. Oddalony był około l km. od zabudowań wiejskich a jego ostatnim jego właścicielem mienił się Tadeusz Chruścikowski. Budynek mieszkalny był murowany, z podpiwniczeniem, w części piętrowy, wzniesiony na planie litery L, pokryty czerwoną dachówką. Powstał prawdopodobnie w XIX wieku i jak mówią mieszkańcy miał 14 pokoi. Nie mógł więc być większy od przeciętnych siedzib szlachecko-ziemiańskich. Znaczącego zniszczenia dokonała pożoga II wojny a właściwie, jak często w tych okolicach, Rosjanie, którzy znaleźli się tu w 1939 r. Dewastacji dopełniły pierwsze lata PRL i ulokowani w dworze mieszkańcy, nie kwapiący się do pielęgnacji dworku i śladów historii, jakie za nim szły.
Zabytki. Zwróćmy także uwagę na majątek Ignacpol. Jego nazwa pochodzi z czasów gdy dobra skupione wokół Mołomotek należały do Marianny z Chądzyńskich Kobylińskiej. To ona wydzieliła z nich oddzielny folwark i od imienia swego syna Ignacego nazwała go Ignacpolem. Ignacy jednak osiadł w centralnym majątku Mołomotki. Niemniej w Ignacpolu stoi do dziś drewniany dworek wzniesiony w 1905 r. przez Stefana Strusa – działacza endecji i posła I kadencji Sejmu RP z ramienia Związku Ludowo-Narodowego. W Sawicach stoi warta odnotowania cerkiew unicka, potem prawosławna a obecnie kościół rzymskokatolicki p.w. św. Jerzego. Pierwsza cerkiew prawosławna istniała tu w pierwszej połowie XVI w. a jej patronem był już wtedy św. Jerzy Męczennik. Sawice były wówczas poważnym miejscem kultu św. Jerzego, gdyż ten – jak głosi trwająca do dziś legenda – objawiał się na drzewie. Świątynię obecną pobudowano w roku 1738 bez żadnego piętna stylowego. Niemniej wizualnie różni się ona od analogicznych budowli regionu. Towarzyszy jej dzwonnica postawiona w początku XX w.
W Skwierczynie (niegdyś miejscowości należącej do króla Podlasia – Wiktoryna Kuczyńskiego) możemy zajechać do połowy (sic! – druga została rozebrana przez zwaśnioną rodzinę) XIX-wiecznego dworu. Jednak jest to wizyta raczej dla osób pełnoletnich o mocnych nerwach, może nawet dla masochistów. Wszak pozostało z niego tyle mniej więcej, ile z opisywanego majątku Zagórze. W tym drugim wszakże jest tabliczka upamiętniająca właścicieli. Tu nie ma, choć przy odrobinie chęci i wyobraźni jesteśmy w stanie dopowiedzieć sobie jak mógł wyglądać kiedyś. Wszak istnieją poszlaki: jest murowany, założony na planie prostokąta z gankiem filarowym na osi od frontu, obok dworu znajduje się stara piwnica i stajnia. Wewnątrz: dwa piece: kaflowy i ceglany, ładnie zdobione, piec do pieczenia chleba. W otoczeniu Dworku resztki parku z drzewami: kasztanowiec, brzoza, olcha czarna, lipa, jesion, świerk, nader imponujący modrzew.
We Frankopolu istnieje dawna komora celna z 1896 roku dziś zaadaptowana na lokal gastronomiczny. Bez wątpienia wart zobaczenia jest także murowany kościół w Wyrozębach, pobudowany w latach 1858-1865 według projektu wybitnego architekta Henryka Marconiego.
Fundatorem kościoła był właściciel dóbr repkowskich Tadeusz Doria-Dernałowicz a potem jego sukcesor Seweryn. Oni także wybudowali tu w latach 1862-1873 szpital - Instytut Dobroczynności p.w. św. Judy Tadeusza. Na jego rzecz Tadeusz zapisał w 1862 r. folwark w Wyrozębach. Do 16 IV 1887 r. Instytut prowadziły siostry Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo (szarytki) – z którymi intensywnie współpracowała właścicielka Sterdyni i Ceranowa Paulina Górska. Po usunięciu ich przez rząd carski, zostały przysłane prawosławne monaszki (elżbietanki), które przebywały tu do 1906 r. Dzięki staraniom ks. Juliana Brześciańskiego oraz ówczesnego dziedzica Stanisława Doria-Dernałowicza w 1908 r. szarytki powróciły do Wyroząb i czynnie przebywały do połowy lat 90. XX w.
Opracował A. Ziontek